Wiadomości nadlatują i odlatują, kiedy chcą, kiedy chcą, kiedy chcą...
Jak wiatr, to z południa, to z północy...

piątek, 18 listopada 2016

Bieżące (46)



Przegląd wybuchów wulkanicznych,
krajowych i zagranicznych




Marxizm w Ziemi Świętej



Widoczna wyżej z lekka sprośna gęba należy do kard. Reinharda Marxa. Zamieszczam jego konterfekt, aby czytelnik "Bieżących" łatwiej zdał sobie sprawę z okoliczności wycieczki do Jerozolimy, jaką ten przewodniczący Konferencji Episkopatu Niemiec przedsięwziął w towarzystwie swojego protestanckiego odpowiednika, niejakiego Heinricha Bedford-Strohma.

Na miejscu, podczas zwiedzania Wzgórza Świątynnego i Ściany Płaczu, zostali oni poproszeni o zdjęcie krzyży, "gdyż symbole chrześcijaństwa mogłyby stanowić poważną prowokację, zwłaszcza dla wyznawców Allaha".

I co w odpowiedzi zrobili obaj książęta niemieckich kościołów, nie tylko wypełniający swoje kapłańskie posłannictwo, ale również z niego żyjący, zgodnie z zaszeregowaniem? Czy strzepali pył z sandałów i z wielkim krzykiem opuścili "święte" miejsca, czy nadstawili gardła do poderżnięcia, czy dali się ukamienować?...

Aber nein, mein Herr, nichts Ähnliches - potulnie schowali krzyże i jakie szczęście dla nas, a pech dla fotografów, że nie poproszono ich o zrzucenie spodni!


Oto słowa Ewangelii według św. Łukasza:  
"Jezus powiedział do swoich uczniów:
Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia; lecz biada temu, przez którego przychodzą. Byłoby lepiej dla niego, gdyby kamień młyński zawieszono mu na szyi i wrzucono go w morze, niż żeby miał być powodem grzechu jednego z tych małych."

Do Marxa trzeba byłoby podczepić dwa kamienie - tak bestia tłusta.





Dziurawa jest niemiecka Arka



Skąd wiadomo, że tyle? - Z urzędu podatkowego; kościoły są w Niemczech utrzymywane z podatku kościelnego. 
 

Das geht zu weit!  (To juz idzie za daleko!)


Czy katolicy niemieccy, zamiast skakać do wody, nie powinni raczej wyrzucić za burtę Marxa et consortes?





Papież u heretyków


"Franciszek w Lund u Lutra: dzień złowróżbny" (François à Lund chez Luther : un jour funeste) - tak tytułuje swój artykuł prof. Roberto de Mattei na francuskiej stronie Bractwa Św. Piusa X.









Podpis na fotografii wyjaśnia, że papież Franciszek właśnie pozdrawia Antje Jackelen, szwedzką "biskupkę" luterańską. 
Wyraz twarzy biskupki koresponduje prawdopodobnie z grymasem na twarzy Franciszka. 

Modernizm i herezja tak ze sobą harmonizują, że na pytanie, które z nich jest papieżem, da się poprawnie odpowiedzieć wyłącznie dzięki białej mycce na jego głowie.



Gay Pride Sztokholm 2013 - biskupka Eva Brunne z "żoną"

Reportaż ze do Szwecji zachwyciłby kościelnych postępowców jeszcze silniej, gdyby naprzeciw papieża wylazła biskupka Sztokholmu, notoryczna lesbijka Eva Brunne.








Ostatnim wyczynem tej niewiasty o urodzie samicy łosia, była oficjalna propozycja, żeby w jej diecezji usunąć krzyże i zastąpić je drogowskazami na Mekkę.
Tym razem nie wytrzymali jej bracia w wierze, których grupę, w przezabawnych religijnych strojach regionalnych, można ujrzeć poniżej:




Ostatnie zdjęcie papieża Franciszka w Szwecji świadomie umieszczam na końcu notatki, tak aby on sam mógł swobodnie zerknąć ku górze, gdzie jest o nim więcej, acz ciągle za mało:
 







A zębów coraz mniej


Czy to początek buntu przeciwko papieżowi?- niepokoi się w Obłudniku Powszechnym wypróbowany modernista ks. Boniecki. Natychmiast jednak się uspokaja, bo jakkolwiek dokument "Deklaracja wierności niezmiennemu nauczaniu Kościoła o małżeństwie i zawsze obowiązującej jego dyscyplinie"  (podpisany "przez trzech kardynałów, trzech konserwatywnych biskupów, profesorów uniwersytetów, przedstawicieli rodów panujących Europy, dwóch ambasadorów i licznych duchownych") dowodzi, że papież Franciszek lekce sobie waży tradycyjne nauczanie Kościoła w kwestiach małżeństwa i rodziny, to jednak "początkiem schizmy czy formalnego buntu wobec papieża nie jest".

Tymczasem sytuacja jest dynamiczna, bo papież Franciszek jest w ciągłym ruchu i coraz bliżej celu, zupełnie jak bohater tej historyjki:
Oto dentysta kończy ekstrakcję zęba, gdy zaniepokojony pacjent pakuje palec do ust i podnosi krzyk, że coś jest z zębami nie tak - brakuje dwóch zdrowych, podczas gdy ząb chory w szczęce siedzi. Spokojnie, spokojnie - odpowiada dentysta - właśnie się do niego zbliżam.

Ząb po zębie i pusto w gębie - żartuje red. Wkurzak.
A mnie do śmiechu zupełnie nie jest. Sytuacja jest tak poważna, że wymaga rewolty.

Ale też kto miałby się zbuntować?
Oni?







Dyplomacja i blablamacja


Paul Richard Gallagher






Gdyby ktoś nie wiedział, że w w Sekretariacie Stanu Stolicy Apostolskiej istnieje stanowisko "sekretarza ds. relacji z państwami", to od tej chwili wie. 
Szefem dyplomacji Watykanu jest brytyjski biskup Paul Richard Gallagher i jak widać na obrazku, nie ma rzeczy, których by nie wziął w swoje ręce.


Nie ma również mieszkańca Ziemi, który by nie wiedział, że człowiek jest śmiertelny, podobnie jak nie ma posiadacza telewizora, który uniknąłby informacji, że tę regułę świeżo potwierdził 82-letni Leonard Cohen.

Jasne jest, i to jasne jak światło księżyca na białym prześcieradle, że biskupowi Gallagherowi wolno przepadać za znakomitym piosenkarzem Cohenem. Co jednak wolno dyplomacie tej rangi - to zupełnie inna sprawa. 
Przeczytajmy, jakie pytanie zadał i jakiej odpowiedzi sam sobie udzielił biskup Gallagher w "L'Osservatore Romano", w artykule "Nieokreślona melancholia":

Pytanie zabrzmiało: "Jakie miejsce zajmie w przyszłości w waszej pamięci moment, w którym Donald Trump został wybrany na prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki?",
a odpowiedź odbrzmiała: "Ja, podobnie jak wiele milionów osób z mojego pokolenia i innych, zapamiętam, że do tego wyboru doszło, kiedy umarł Leonard Cohen".

Tak się składa, że światem rządzi System! Bogaci są coraz bogatsi, a biedni coraz biedniejsi. Podstawowe wolności są zagrożone, z wolnością słowa na czele. Połączone uszy Big Brothera są dłuższe od równika. Żaden paszport nie daje poczucia bezpieczeństwa. Żadne lotnisko ani żadne miejsce publiczne nie gwarantuje powrotu do domu w jednym kawałku. Gnije Bliski Wschód i pół Afryki. Rozkłada się cywilizacja Ludzi Białych i nie widać innej, zdolnej ją zastąpić. Śmierdzi wojną i nadzwyczajną głupotą w stosunkach międzynarodowych. Niewiele brakowało, aby prezydentem największego mocarstwa została upiorna Hilaria Clinton, wybrana przez amerykańskie żydostwo i podbechtane przez levicę kobiety.

I oto jeszcze raz, i na szczęście, potwierdziła się francuska maksyma, że le pire n’est jamais certain, czyli że "najgorsze nigdy nie jest na sto procent pewne". Ostatecznie na prezydenta Stanów Zjednoczonych wybrany został Donald Trump i bez względu na to, czy zawiedzie on swoich wyborców, czy nie - to najgorsze odsunęło się i widać jak drga w tęczowych i czerwonych konwulsjach.

Nie sposób nie ujrzeć w tym momencie, jak od ekranu wprost się odkleja i obraża nasze oczy prowokacyjna odpowiedź biskupa Gallaghera, niezadowolonego pośród wielu niezadowolonych w okolicach hotelu św. Marty.

Watykan słynął kiedyś z wysokiego poziomu dyplomacji.
Kiedyś, dawno temu.




Żłób o żłobkach


Rada Stanu we Francji uchwaliła decyzję, zgodnie z którą we francuskich budynkach publicznych będzie można instalować szopki bożonarodzeniowe, pod warunkiem jednak, że nie będą mogły mieć charakteru stricte religijnego.

Kto zna sytuację narodowościową i religijną we Francji, zrozumie, że francuski Conseil d’Etat nie miał innego wyjścia, jak sformułować zezwolenie na żłobki w formie dosyć restrykcyjnej. Tak czy inaczej, żłobki w wielu miejscach się pojawią i niech potem postępowe robactwo się wije, żeby w sądzie wykazać, że żłobek zamiast pławić się w miejscowej tradycji, był aktem katolickiego prozelityzmu.

Normalnie rzecz biorąc, władze francuskiego Kościoła, spętane wymuszonym przez republikę konkordatem z roku 1905, powinny co najmniej życzliwie zerkać na starania wielu merów, aby symbole Francji, dawnej "pierworodnej córy Kościoła", mogły przynajmniej w okresie Świąt Bożego Narodzenia subtelnie przypominać społeczeństwu, że (więcej czy mniej świadomie) dopuściło się zdrady chrześcijaństwa. A co najmniej - aby mogły obudzić w ludziach odrobinę nostalgii za czystym sumieniem i pięknem wiary katolickiej.

Owszem - normalnie tak. Ale czy istnieje na tym świecie Kościół narodowy, w którym by coś nie śmierdziało?  
Oto, jak podaje rządowa rozgłośnia France Info, sprawujący swe funkcje w Prowansji proboszcz Louis-Marie Guitton wydarł się publicznie, że Crèches de Noël dans des mairies : "Ce n'est pas du tout une revendication des croyants", czyli że szopki bożonarodzeniowe w merostwach nie są w najmniejszym stopniu roszczeniem wiernych.



Nie, nie, to nie Sławomir Sierakowski w czarnym chałacie, tylko oblicze postępowego proboszcza.
 
(Tu, z lekka przytłoczona Rokiem Miłosierdzia, redakcja "Bieżących" powstrzyma się od komentarza, a usta przepłucze czymś dobrym i na sposób sobie właściwy.)




Gołego przyodziać!

A jeśli nie chce?

 
Jeszcze trochę i po niektórych miejscach w Paryżu będzie można latać w "nowych szatach" cesarza z baśni Andersena. Dziennik SUD OUEST zawiadamia, że "Se balader tout nu à Paris, ce sera bientôt possible", czyli że łażenie kompletnie nago po Paryżu będzie wkrótce możliwe.

Oczywiście, nie wszędzie. Zastępca urodzonej w Hiszpanii merowej Paryża, Anne Hidalgo, sodomita Bruno Julliard oświadczył w wywiadzie telewizyjnym, że zarówno on, jak Anne Hidalgo, są za wytyczeniem w Paryżu terenu, po którym będą mogli pętać się naturyści w stroju organizacyjnym (streszczenie wypowiedzi moje - R.).
Miejscowi ekolodzy mieli ochotę, aby golizna objęła całe centrum miasta, ale wygląda na to władze ograniczą się na razie do jakiegoś parku.



 





Czy gówniarz w wózku też jest goły, redakcja "Bieżących" nie ma pojęcia.
Podobnie, jak nic redakcji nie wiadomo na temat pryszczy, rozstępów skóry, odcisków, grzybic i czyraków na skórze osobników kroczących za wózkiem.

(Powyższy obrazek formalnie ilustruje daną przez SUD OUEST informację i został tu zamieszczony wyłącznie jako taki.)




Postępowe sporty dla dam w każdym wieku (6)


Bieg kobiet na 800 m. 

Co w tej gonitwie robią mężczyźni, pozostaje tajemnicą władz sportowych.