Winien halal
czy obrzezanie?
Francuski
dziennik internetowy leberry.fr podaje, że
w
Los Angeles,
pod zarzutem agresji seksualnej, został
zatrzymany
saudyjski
książę
("Etats-Unis: un prince saoudien arrêté à Los Angeles, soupçonné d'agression sexuelle")
Gdyby
pustynny wojownik
zadowolił
się
tym, czym wcześniej
w Nowym Jorku zadowolił
się francuski socjalista żydowskiego
pochodzenia, Dominique Strauss-Kahn, afera może
by nie wybuchła.
Ale książę
Majed Abdulaziz, żeby
odetchnąć
świeżym
powietrzem, musiał
zapłacić
kaucję
w wysokości
300 tys. dolarów
nie
za recytację
arabskiej poezji miłosnej,
tylko
- jak słychać
- za to,
że,
oprócz
jamy ustnej, ohydnie i do
krwi potraktował
resztę
ofiary i
dodatkowo zmotywował
ją
do ucieczki przez płot
pogróżkami,
mającymi
za temat jej życie
i integralność
fizyczną.
Inną interesującą informację, pod tytułem "L'Arabie saoudite a décapité, en 2015, plus que les terroristes de l'Etat islamique", przyniósł przed chwilą (jest ranek 26 września 2015) dziennik Le Matin Algérie.
Oto
okazuje się, że w 2015 r. Arabia Saudyjska oddzieliła od ciała
więcej głów niż Państwo Islamskie. Na stronie Le Matin
przedstawiona jest fotografia aparatury służącej do egzekucji.
Redakcja radzi czytelnikowi obejrzeć to zdjęcie uważnie, ale z
zamkniętymi oczami, tak to paskudne (zwłaszcza, jeśli
zważyć, za jaki rodzaj przestępstw można się na krzesełku
znaleźć).
Bp
Zadarko: "Dziś Chrystus ma twarz uchodźcy"
Parę
dni temu Katolicka Agencja Informacyjna poinformowała,
że w kilku miastach Polski odbędzie się nabożeństwo ekumeniczne w intencji uchodźców.
Modlitwie
przewodniczyć mieli miejscowi biskupi, a ich modły miały
mieć charakter, jak niżej:
"Polecimy też Bogu nasze siostry i naszych braci, którzy już dotarli lub przybędą do Europy. Będziemy prosić o Boże błogosławieństwo dla nich oraz o wyobraźnię miłosierdzia dla nas. W liturgii słowa wezmą udział także uchodźcy, dlatego nasze nabożeństwa będą znakiem solidarności nie tylko z ludźmi, którzy dopiero chcą wśród nas znaleźć schronienie, ale również z tymi, którzy są już pomiędzy nami".
Na temat
modlitwy tak wypowiedział się
bp Krzysztof Zadarko: "Pomoże nam ona dostrzec, że dziś
Chrystus ma twarz uchodźcy".
Redakcja
"Bieżących" spóźniła
się o dwa dni ze ściągawką
fotograficzną, ale podobno lepiej późno
niż wcale. Na dwóch
załączonych fotografiach twarz
statystycznego uchodźcy widać w jej
pełnym blasku. Czy jest to jednak twarz
według pomysłu ks. biskupa?
Jaka
szkoda, że biskup Zadarko nie urodził się wcześniej - być
może, pod Poitiers, Karol Młot pokazałby muzułmanom, jak iść na
Paryż, a Jan III Sobieski zaprosiłby mahometan do Wilanowa,
wypytałby o dokładną
liczbę dziewic przewidzianych w raju dla brodacza poległego w
walce, a z grzeczności dałby się obrzezać.
Redakcja
"Bieżących" sądzi, że zamiast wzywać imienia Pana Boga
nadaremno, lepiej by zrobił bp Zadarko, gdyby "wielkim głosem"
zawołał,
że czas zabrać zabawki amerykańskim,
izraelskim i europejskim specjalistom od permanentnej destabilizacji
Bliskiego Wschodu i Afryki. Mogłoby się wtedy zdarzyć, że lokalna
ludność polubiłaby ideę pozostania u siebie, gdzie jest ciepło,
a daktyle są słodkie.
Do
nikłej liczby komentarzy pod artykułem
ekai.pl, próbował
dołączyć swoją opinię Mosquito, inny
przyjaciel redakcji. Jego tekst zawierał dwa zdania: ""Dziś
Chrystus ma twarz uchodźcy" - świętoszkowate brednie. Było
powiedziane "Miłujcie nieprzyjacioły wasze", ale nigdzie
nie stoi, że trzeba z nimi iść do łóżka." oraz
link do "Wystąpienia Jerzego Wkurzaka w sprawie uchodźców".
Na komentarzu położył łapę rozmodlony
zapewne moderator i tak już zostało.
Dixit
Wojciech Sadurski
(zwany Stefanem Niesiołowskim blogosfery)
Wojciech
Sadurski, zatrudniony jako profesor w różnych miejscach Drogi
Mlecznej, nie tylko był, ale i pozostanie mi totalnie obojętny.
Był
i pozostanie, ale co z "chwilą obecną"?
Już
wyjaśniam.
Oto
trzykrotnie zadzwonił do redacji p. Jerzy Wkurzak, człowiek,
którego należy
albo w całości
przemilczeć, albo w całości zacytować.
Wybierzmy wierne
cytowanie, bo prawda wszak swoje wymagania ma.
Za
pierwszym razem, pan Jurek oświadczył,
że Sadurski znowu na swoim blogu
p...rdzieli.
Redakcja
odpowiedziała, że,
jak zwykle, ma to pod kością
ogonową, i na
wszelki wypadek dodała,
"żeby się pan Jurek wyrażał,
jeśli ma coś jeszcze do powiedzenia".
Za
drugim razem, pan Jurek udowodnił, że
zamierza "się wyrażać"
i oświadczył,
że mu się
Sadurski śnił. To znaczy nie śnił figuratywnie, tylko go
(Wkurzaka) strasznie przez sen swędziała... no ta... komórka
jajowa. Drapał się pan Jurek, drapał, aż zapalił światło i
zobaczył, jak mu po okolicach
skacze coś podobnego do
Sadurskiego. Wtedy pan Jurek się do reszty obudził i poprosił żonę, żeby
go wyczesała gęstym grzebieniem
na papier. Okazało się, że przeraził się niepotrzebnie, czyli że "sen mara, rozum wiara", czy jakoś tak.
-
Po ch... on mi to
opowiada? - zadała sobie pytanie
redakcja (w myśli,
żeby nie
było
zgorszenia).
-
Bo sen był proroczy - odgadł pytanie
Jurek Wkurzak
i zacytował kilka
kawałków
z blogu Sadurskiego:
- Gdy np. publicyści niepokorni sromają się, że tożsamość polska jest zagrożona przez przyjmowanie uchodźców, to zadaję sobie pytanie: czyja tożsamość? Bo ja np. z Piotrem Zarembą albo Łukaszem Warzechą albo Grzegorzem Braunem albo Tomaszem Terlikowskim nie mam nic wspólnego, może poza przynależnością gatunkową.
- Kulturowo, intelektualnie i emocjonalnie, czuję dużo większą wspólnotę np. z moimi przyjaciółmi z Uniwersytetu Al Quds pod Ramallah na terytoriach okupowanych, gdzie bywałem nie raz i których śniada cera, trochę tylko ciemniejsza od niejednego pszenno-buraczanego znad Wisły, nie przeszkadzała mi w doszukiwaniu się wspólnych wartości i wiedzy.
- Stanisław Michalkiewicz, Grzegorz Braun czy bracia Karnowscy są dla mnie o galaktykę dalej niż wielu znanych mi ludzi innej rasy, której nawet nie zauważam – nie życzę sobie więc deklaracji tożsamości, wliczającej mnie do tej samej kategorii, co ci pierwsi. W samej rzeczy, poczytałbym to sobie za osobista klęskę życiową, a także obrazę dla tej „polskości”, którą kocham, czyli polskości dzielnej, honorowej, szczodrej i otwartej, gdyby miała polskość stwarzać wspólny mianownik dla mnie i dla np. Warzechy. Gdy łysi kibole krzyczą „Polska dla Polaków” a Zaremba zagrzewa kampanię wyborczą Andrzeja Dudy słowami „Oddać Polskę Polakom”, to ja, bez względu na aktualne miejsce zamieszkania, z takiej polskości czym prędzej i bez żalu się wypisuję.
A potem redakcja ze smutkiem przypomniała sobie francuskie powiedzonko, że "les promesses n'engagent que ceux qui y croient" (co się wykłada, że obietnice zobowiązują tylko tych, co w nie wierzą).
A
przecież raz jeszcze szkoda, że obiecujący tak lekko podchodzą do
swoich obietnic.
Atak
na pochwę
Światowo
obcmokany brytyjski artysta, sir Anish
Kapoor (tatuś Hindus, mamusia starozakonna), wystawił
w ogrodach Pałacu w Wersalu dzieło, które
sam ochrzcił
zachęcającym
Dirty corner. Paskudztwo
natychmiast otrzymało
kwalifikację
Pochwa królowej (Vagin
de la reine) i nikt we
Francji, w
mediach i
na ulicy, inaczej je nie nazwie.
Podobnie
jak Tęcza w
Warszawie, przez czysty przypadek wywalona na
światło dzienne przed Kościołem Najświętszego Zbawiciela, tak,
przez równie czysty przypadek, 60 m zardzewiałej blachy, o
nieukrywanej przez autora symbolice seksualnej, zostało
zainstalowane w miejscu o wielkiej symbolice historycznej dla
Francuzów.
Podobieństw
z Tęczą
jest
więcej,
bo wobec
Pochwy królowej
już po
raz drugi
czynnie
objawiono niechęć. Oto
ręka nieznanego
gwałciciela
nasmarowała
wewnątrz
i w
okolicach pochwy
komentarze, wśród których wyróżnia się następujący:
"le deuxième VIOL de la Nation par l'activisme JUIF DÉVIANT"
(to drugi GWAŁT na Narodzie (dokonany) przez ZBOCZONY
ŻYDOWSKI aktywizm).
Biała
farba, rozmiar czcionki i czytelny charakter pisma nie pozwalają
przejść
obok bez lektury.
Przyjaciel
i ekspert redakcji,
Maurycy, uważa, że jeśli autor tekstu
zostanie zidentyfikowany, to pójdzie siedzieć. Ale
gdyby wysmarował
na pochwie,
że "to g... zostało tu
zwiezione dla reklamy, w celu potrojenia ceny",
to za ujawnienie jednej z podstawowych
tajemnic światowego rynku
sztuki współczesnej ucięto by mu łeb
jak Ludwikowi
XVI, a reszta, po zmieleniu,
trafiłaby
do konserw
dla kotów.