Wiadomości nadlatują i odlatują, kiedy chcą, kiedy chcą, kiedy chcą...
Jak wiatr, to z południa, to z północy...

czwartek, 3 marca 2016

Bieżące (29)


Przegląd wybuchów wulkanicznych,
krajowych i zagranicznych

Uwaga: redakacja "Bieżących" wprowadza odznaczenie NWCM (Nie Wie Co Mówi).
Nadanie NWCM nie wyklucza umieszczenia kawalera medalu o w redakcyjnym kaftanie, dybach czy żelaznej klatce.


Wojna domowa - ledwo zapowiedziana, już śmierdzi trupem

Zapach politycznego trupa wydał z siebie osobnik, który wcześniej w pojedynkę obalił komunizm, a teraz, przed dziennikarzem włoskiej La Repubblica, ogłosił gotowość do pokierowania buntem wobec władz własnego kraju. Po przedruku przez niemiecką Die Welt, szczegóły rebelii można znaleźć w artykule Bürgerkrieg in Polen? "Ich wäre bereit, zu führen" ("Wojna domowa w Polsce? Byłbym gotów ją poprowadzić").

Prowadź wodzu!
W normalnych warunkach, po tej zapowiedzi Lech Wałęsa powinien znaleźć się pod kluczem, trafić przed komisję psychiatryczną i do końca dni swoich opalać się na ławeczce w Tworkach, w cieniu dębu z wyliczanki ząb, zupa, dąb. Rozwiązanie to umożliwiłoby polskiemu sądownictwu łagodne potraktowanie Wielkiego Elektryka, bez angażowania Trybunału Stanu i wydatków na stryczek.
W oczekiwaniu na decyzję prokuratora, "Bieżące" umieszczają Lecha W. w żelaznej klatce i dekorują go medalem NWCM. 
 


Frank o Polsce, Gazeta Wyborcza o sobie

Czy wypadałoby prosić Hansa Franka o opinię na temat bieżącej polityki polskiego rządu? Oczywiście nie, i to nie tylko dlatego, że Hans Frank został powieszony w Norymberdze w r. 1946 i na wywiad jest jakby za późno.

Czy wypada prosić o to samo jego syna Niklasa? Gazeta Wyborcza pokazała, że można.
Tonący brzytwy się chwyta, koprofag gówna, a Gazeta Wyborcza czegokolwiek.
W rezultacie Niklas Frank wystawia świadectwo sobie i tatusiowi w słowach "Mój ojciec był tchórzem".

Frank syn i Frank ojciec





Jak Frank traktuje Franka pozostawmy Frankom, ale po jaką cholerę wywiadowca GW, niejaki Wieliński, najpierw pyta Franka "A jak ocenia pan to, co się dzieje w Polsce?", a następnie podkręca mu potencjometr wzmianką, że "na Zachodzie obecną Polskę porównuje się czasami do Niemiec z lat 30"?
Po jaką cholerę? A oto odpowiedź, ustami samego Franka, którego nie żenuje fakt, że "nie czyta już całych tekstów o Polsce i wystarczają mu nagłówki":

Codziennie z żoną czytamy, co się u was dzieje, i jesteśmy przerażeni. To, co robi wasz nowy rząd, jest niewyobrażalne. Czego oni chcą? Cofnąć Polskę? Zmusić ludzi, by się modlili do rządu? By zdusić w kraju wszelką dyskusję? (...)
Polska zmierza w kierunku autokracji, ma stać się zamkniętym państwem katolickim. Pojawiają się też tchórze pokroju mojego ojca gotowi wiernie służyć reżimowi. (...)
Wydaje mi się jednak, że aby powstrzymać ten rząd, na ulice muszą wyjść miliony.

Kto mógłby lepiej podsumować działania Wyborczej niż mistrz Michalkiewicz w swoim felietonie „Chamy”, „Żydy” i Frank:
Oto żydowska gazeta dla Polaków pod redakcją redaktora Adama Michnika przeprowadziła wywiad z synem hitlerowskiego kata narodu polskiego, Generalnego Gubernatora z czasów okupacji, Hansa Franka. Niklas Frank jest dziennikarzem „Sterna”, szalenie zaniepokojonym sytuacją w Polsce i jest stanowczo przekonany, że trzeba „powstrzymać ten rząd”, a w tym celu na ulicę muszą wyjść „miliony”. Tak za pośrednictwem żydowskiej gazety dla Polaków doradza potomek Hansa Franka. Najwyraźniej wie lepiej, czego Polakom potrzeba. (...)
Jak widzimy, (GW) nie ma żadnych hamulców i w korcu maku wyszperała nawet Niklasa Franka, któremu też nie przyszło do głowy, by powstrzymać się przed udzielaniem Polakom rad, w jaki sposób powinni wysadzić w powietrze polski bądź co bądź rząd.

Maszerujcie, maszerujcie, piszcie, piszcie...









Jeżeli czytelnik "Bieżących" widział już ten obrazek z uśmiechniętym min. Macierewiczem, to jestem pewien, że zerknie nań od nowa z przyjemnością.





Drobiazg z ostatniej chwili: 
Gazeta Wyborcza zanurzyła się jeszcze głębiej i opublikowała list pewnej Joli Sacewicz, lesbijki, działaczki LGBTQ i wsio majstra w zakresie licznych dziedzin ścisłych i nieścisłych. List sympatycznej pani Joli aż wibruje czytelnikiem i unosi go wysoko, skąd widać, co PiS zrobi w razie ostatecznie negatywnej opinii Komisji Weneckiej:
"...usłyszymy, iż Komisja Wenecka jest zbiorem lewaków, z niemieckimi korzeniami, powiązanych z Tuskiem i Michnikiem. Dowiemy się też zapewne, że Komisja Wenecka reprezentuje obce interesy i żydowską finansjerę i jest tak naprawdę wenecką świnią odrywaną od koryta, która kwiczy, bo PiS pognał ją podatkiem od banków i hipermarketów."
Tekst Joli Sacewicz - to czysta poezja polityczna i dusza w człowieku aż wyje, żeby ujrzeć oblicze autorki. "Bieżące" poszukały w sieci i zaoferują więcej, bo aż dwa samozachwycone oblicza.









Oto dwukwiat "małżeński" Jolanty Sacewicz. Widać, że jeden kwiat zakwitł na grubo przed drugim, ale który był pierwszy, tego nie powiem, bo nigdy nie pasłem "świń odrywanych od koryta, które kwiczą".






Za kim tęsknią Polacy i Robert Tyszkiewicz


Świnia tym się różni od człowieka, że nie chrząka bez sensu. Pewien poseł PO właśnie dowiódł, że w kwestii chrząkania nic go z parzystokopytnym ssakiem nie łączy. Kto lubi sprawdzać, niech przeczyta: Robert Tyszkiewicz w "Rzeczpospolitej": Polacy tęsknią za Komorowskim.

"Wyborcy głosowali na kogoś innego niż polityk, którym się okazał Andrzej Duda" - zakomunikował Tyszkiewicz.
 
Coś tu nie gra - mruknął na to red. Maurycy i sprawdził: "w ubiegłorocznych wyborach prezydent Duda uzyskał 51,55 proc. głosów, a dzisiaj "ufa mu 56 proc. Polaków".

Fakt, że Robert Tyszkiewicz jest wiceprzewodniczącym Komisji Spraw Zagranicznych, tak zaniepokoił red. Wkurzaka, że trzeba było kilkakrotnie wznosić toast za rzeczoną Komisję i zapewniać go, że przed każdym posiedzeniem Robert T. dostaje papier i kredki, żeby nie przeszkadzał.












Redakcja "Bieżących" postanowiła nie tylko odznaczyć posła Tyszkiewicza medalem NWCM, ale również sprawić mu przyjemność obrazkiem z czasów, kiedy jego ulubiony prezydent dreptał w dobrym towarzystwie po trawie tak bujnej i zielonej, że chciałoby się zamruczeć coś poetyckiego... ot, choćby to: charaszo w kraju radnom, pachniet sienom i gawnom...






Playboy to czy fałsz?


Kiedy "Bieżące" otrzymały zdjęcie Henryki Krzywonos w charakterze świeżo wybranej Miss KOD, nikt w redakcji nie potraktował sprawy poważnie. Chociaż, gwoli prawdy, red. Wkurzak jął półgłosem domniemywać, że w KOD wszystko jest możliwe i że kto wie, kto wie..., gdyby Krzywonos zaprezentowała się na fotografii w kostiumie kąpielowym. Na co red. Maurycy gwałtownie westchnął i kazał sobie nalać.

Kiedy zakąsiliśmy, przypomniałem towarzystwu dwie wiecowe wypowiedzi emerytowanej tramwajarki 
(składnia i interpunkcja oryginalna):
  • To my wywalczyliśmy wolność, którą nam jakiś kurdupel dziś chce zabrać.
  • Pamiętacie, kiedy prosili nas tylko o parafkę? Lechu mówił: parafować możemy, kiedy indziej, teraz mamy zrobić to, to i to.
W reakcji na powyższe błyski intelektu, red. Maurycy niespodziewanie wrócił do tematu "Miss" i oddał się paru wahaniom o dużej amplitudzie: od ściany "kurwa, to jednak możliwe" do ściany "nie, to niemożliwe"

Po krótkiej wymianie cenzuralnych i niecenzuralnych słów stanęło na tym, że nie zdziwi nas, jeśli wybory Miss KOD któregoś dnia jednak się odbędą i że wygra je Agnieszka Holland albo (co bardziej prawdopodobne) sam naczelnik Kijowski.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.