Przegląd
wybuchów wulkanicznych,
krajowych
i zagranicznych
Chore
kozy od Wujka Sama
Tytuł
z francuskiego Médias-Presse-Info: "Pentagon wydał przeszło 6 milionów dolarów na import zarażonych kóz do Afganistanu".
Amerykańscy
parlamentarzyści, którzy postanowili przyjrzeć się bliżej
olbrzymim funduszom przeznaczonym na odbudowę Afganistanu, wydarli
się na temat zrealizowanego już pewnego projektu
Pentagonu. Ministerstwo Obrony USA postanowiło mianowicie sprowadzić kozy z
Włoch i Tadżykistanu, a następnie zobowiązać je do rozmnażania
się w celu zwiększenia produkcji wełny znanej jako kaszmir.
Projekt zakończył się marnie i to nie ze względu na oszczędności
na koziej Viagrze, tylko dlatego, że sprowadzono kozy chore na
zakaźną paratuberkulozę, która, przejawiając się w postaci
nieżytu jelit, jeśli nie w kaźdym przypadku prowadzi do śmierci,
to w stu procentach odbiera chęć na prokreację.
Ze
wszystkich kóz przywiezionych z Włoch, tylko dwie przeżyły i mogły oddać się przewidzianym przez projekt grom miłosnym.
Jaki zdrowy cap zarobił na chorych kozach, jest prawdopodobnie tajemnicą
państwową.
Jak dotąd, Stany Zjednoczone wydały na wojnę i rekonstrukcję Afganistanu prawie tysiąc miliardów dolarów. Rezultaty są mniej więcej znane i powinny dać do myślenia władzom każdego "demokratycznego" kraju w kwestii wyboru sojuszników.
Nowiny ze ścieków
Z
największego znanego kolektora ściekowego dochodzi stały rejwach -
obradują w nim, dzień i noc, światowe dyrekcje LGBT, mediów i
filmu. Kilka dni temu odbył się tam kolejny sabat pt. "27 ANNUAL GLAAD MEDIA AWARDS".
Następny w maju.
Co
to jest GLAAD? Czytelnik nie słyszał?
Tymczasem niewinny, poczciwy Czytelnik zlizuje z ekranu telewizyjnego, z komputera i ze
smartfona, co tylko LGBT wydzieli: filmy, filmiki, seriale... Uszy ma pełne
muzyki, która wciąż jeszcze dzieli się na dobrą i kiepską, ale miewa
takźe tęczową metkę i wtedy, obcmokana w mediach, na stadionach i w studiach telewizyjnych porusza ramionami i głowami milionów matołków, w sposób identyczny na wszystkich kontynentach...
Na
fotografii widać osobnika, ksywa Boy George, postać dla tego świata charakterystyczną
(każdy, kogo zachwyca jego osobowość, może
przerwać lekturę).
A
ja wracam do lobby GLAAD, czyli do Alliance Gay et Lesbienne contre
la Diffamation.
Ceremonia
została otwarta przez dwie lesbijki, aktorkę
Patrycję Arquette i pewną
Sarę Kate Ellis. Pierwszą wymieniłem dla porządku, a drugą, aby jako prezydentka GLAAD dała
się zacytować:
"Naszym celem jest kontrola przemysłu rozrywkowego".
Niby
to wiemy, ale przyjemnie jest zmienić podejrzenia w
pewność. Silnie przypominająca heteroseksualną kobietę,
Sara Kate Ellis zwierzyła się dla jasności, że
"...aby zmienić system wartości Amerykanów, ale także reszty świata, zaczynając od Europejczyków, aktywiści homoseksualni manipulują mediami i modyfikują opinię publiczną w kwestii praktyk homoseksualnych".
Jeśli
ktoś miał wątpliwości co do rozmiarów zepsucia, niech
naciśnie guzik i spłucze resztkę złudzeń. A
teraz, kiedy ucichł szum wody, niech jeszcze wysłucha Dana Gainora
z Centrum Studiów nad Mediami, który podkreślił, że
"...nie ma w tym wszystkim niczego dziwnego, bo Hollywood rozpoczął promocję gejów i lesbijek już w roku 1970, a nasilenie propagandy progejowskiej było takie, że dzisiejsi Amerykanie są przeświadczeni, że liczba homoseksualistów jest 10 razy większa od rzeczywistej".
Jeszcze
raz: niby o tym wszystkim wiemy. Ale nasz kac powinien stać się wyjątkowo
głęboki, kiedy zaczyna do nas docierać, że my to wszystko
finansujemy. Kiedy
płacimy bilety i kiedy w telewizji oglądamy debilne seriale,
wypchane zemstą, seksem i zboczeniami.
Ludzie - my jemy to, co ktoś już zjadł i wypuścił
dla nas w kolorowym papierku, nie zawsze jawnie tęczowym.
Ameryka -
kraj, gdzie miłość najwięcej ma imion
Przyleciał
do mnie red. Wkurzak z materiałem, który skomentował w sposób
wprawdzie adekwatny, ale dla postępowego jezuity czy
dominikanina niedopuszczalny: "Patrz Rozpuszczalnik, jak mamusia
dmucha synusia". Zanim jeszcze spojrzałem o co chodzi,
wstępnie wyobraziłem sobie konfigurację i zapytałem Wkurzaka, skąd wie, kto dmucha, a kto jest dmuchany. Odpowiedział,
że nie wie, ale mu to pasuje do rymu.
Artykuł
z politycznie niepoprawnego Médias-Presse-Info
powiada "Stany Zjednoczone: matka i syn chcą się pobrać i zrobić dziecko"
(Etats-Unis : Une mère et son fils veulent se marier et
faire un enfant).
W czasach gender trzeba być precyzyjnym: mamusia, to na zdjęciu osoba bez brody.
32-letni Ben Ford i 51-letnia Kim West
utworzyli tzw. parę i od dwóch lat ciągną w kazirodztwie. Mamuńka
po porodzie porzuciła Bena, ale kiedy w 2013 oboje na siebie ponownie trafili, popłynął między nimi taki prąd, że Beniek rzucił żonę
i przerzucił się platonicznie oraz cieleśnie na co nieco przechodzoną
rodzicielkę.
Kiedyś,
kiedy jeszcze funkcjonowało prawo i dobry smak, parkę wytarzano by
w smole i pierzu, a nawet - apage satanas - podgrzano ze
skutkiem śmiertelnym na
kupie gałęzi. Dzisiaj, w najbardziej rozwiniętej
demokracji świata, szansa na legalizację
kazirodztwa państwa
Fordów (Westów?)
nie wydaje się kompletnie
przekreślona.
Pobożny
ministrant i papieża
wkurzy zirytuje
Niektórzy
uważają, że papież Franciszek, gdy tylko ma okazję do drwin z tradycji
katolickiej, to korzysta. Umył
Pan Jezus nogi apostołom -
Franciszek umyje nóżęta
muzułmanom i kobitkom. A i ciuma na stopę dołoży.
Redakcja
"Bieżących" dorzuci mikro-anegdotę.
Otóż niedawno
papież, widząc ministranta stojącego z pobożnie złączonymi
łapkami, podszedł i mu te
rączki rozłączył. I jeszcze podrwiwał:
"Można by odnieść wrażenie, że ci się one skleiły".
Albo
w Argentynie panuje szczególne
poczucie humoru, albo każdemu
coś się
może od czasu do czasu wypsnąć.
Zwłaszcza, gdy urodził
się na antypodach, a tam
- jak wiadomo - ludzie chodzą
do góry nogami.
Gross:
pigułka na sen i cztery
na rozwolnienie
Tyle
podobno bierze Jan Tomasz Gross, od kiedy prof. M. Chodakiewicz (za
Bryanem Markiem Riggiem) ogłosił, że "W wojskach Hitlera walczyło 150 tys. Żydów!".
W
obozie amerykańskiego żydostwa panika. Jak dotąd, oni żądali od
Polski 65 miliardów dolarów (nie wiadomo za co); teraz Polacy będą
mogli zażądać od nich (wiadomo za co).
Rachunki w toku.
Czy
to bezpiecznie być
historykiem w czasach, kiedy takie wyłażą historie?
158
cm Prince'a i kilometry mediów
Wczoraj
umarł Prince Rogers
Nelson, w skrócie Prince.
Śmierć
jest wpisana w ludzką kondycję, czego się nie da powiedzieć
o przyspieszaniu jej daty. Są zawody, psychiki i substancje, które
bieg czasu akcelerują. Nawet jeśli po makijowanych bohaterach
niewiele widać.
Umarł
wielki muzyk i niech Pan Bóg ma go w swojej opiece. Niech
jednak jakaś wyższa istota ma w opiece również nas, nasze oczy i
uszy. Media żyją z reklamy, reklama z producenta, producent z
konsumenta, a konsument z pracy i głupoty. Im większy
wrzask w radio lub w telewizorni, tym większe
drgawki w kliencie i tym częściej
klient zagapi się i nie
pójdzie sikać
w czasie reklamy. Stąd
zmarły Prince nie zazna
spokoju, aż spece od reklamy nie
uznają, że
więcej z niego szkody niż
pożytku. Wtedy dopiero
proszek z Prince'a w pokoju na dno urny opadnie.
Łacińska
maksyma głosi "De mortuis aut bene, aut nihil", czyli o zmarłych należy mówić dobrze albo wcale. Od razu wypada zauważyć, że jest to maksyma, którą podsuwa się dzisiaj
przeciwnikowi kiedy padnie ktoś z naszych. Co dla jednych bowiem dobrze,
to dla innych niekoniecznie.
To,
co teraz napiszę, to będzie miód na język sodomity, a polane octem
trociny na mój. Otóż
Prince m.in. śpiewał If I Were Your Girlfriend
(Gdybym był twoją dziewczyną), plątał się w słowach
Nie jestem mężczyzną, nie jestem kobietą ("I
Would Die 4 U") i pracował nad utopią bez ras i płci.
No więc, co
kto lubi.
Ale
wielki w swoim gatunku Prince był.
Pojemny jest redakcyjny worek
Gdyby
każdemu durniowi, który
świeżo
zakwitł na krajowej łące,
poświęcić osobny worek - tekst niniejszych "Bieżących"
tak by się rozciągnął, że numer następnego
odcinka musiałby
skoczyć o 3.
Zdecydowaliśy
więc w redakcji, że stały lokator Niesiołowski ("Niesioł wilk razy
kilka") będzie się musiał w swoim parcianym mieszkanku
posunąć.
Jako
pierwszy doskakuje
do Niesioła
Ryszard Petru,
który od nowa błysnął intelektem,
bełkocąc,
że "Dzisiaj
to, co się dzieje w polskim państwie, jednak oddala nas od Europy i
tak naprawdę nierespektowanie standardów
europejskich, o których marzył Mieszko I".
Jako
następną upychamy w damsko-męskim worku Różę Thun, która
zapomniała, czego jej uczyła katechetka, i wydarła się,
że Kościół nie powinien zajmować się życiem seksualnym.
Tymczasem szóste przykazanie mówi co innego i miałbym kłopot,
komu wierzyć, gdyby nie fakt, że Róży Thun nie wierzę, zarówno
z zasady, jak i z doświadczenia.
Nie
sposób tym razem nie umieścić w
worku Sławomira Cenckiewicza,
który miał stwierdzić, że żołnierze I i II Armii Wojska
Polskiego nie są częścią polskiego oręża.
W
politycznym spiżu powinna być odlana myśl samej
Beaty Kozidrak:
"W ogóle wszystko mi się teraz nie podoba". Głębokie
niezadowolenie damy Kozidrak musiało się zrodzić głęboko. Miało
na to zresztą w jej klatce piersiowej dużo
atrakcyjnego miejsca.
Ciasno
się robi w worku, ale nie mam wyboru - muszę ("muszem") wdusić jeszcze Janusza Gajosa. Ten fan Bronisława
Komorowskiego znowu stęka:
"Nie wiem w jakim kierunku zmierza nasza kultura dzięki temu
co się dzieje w tej chwili. Wszystko co nas otacza, co się zaczyna
dziać, co obserwujemy zmierza troszeczkę, a nawet nie troszeczkę,
do jakiegoś ręcznego sterowania naszym życiem i naszymi
poczynaniami. To jest dosyć groźne".
Aj,
a nie uczył Mędrzec,
że mowa jest srebrem, a milczenie złotem?
(Jak
ja teraz ten wór
zawiążę!)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.