Wiadomości nadlatują i odlatują, kiedy chcą, kiedy chcą, kiedy chcą...
Jak wiatr, to z południa, to z północy...

piątek, 22 kwietnia 2016

Bieżące (34)


Przegląd wybuchów wulkanicznych,
krajowych i zagranicznych


 
Chore kozy od Wujka Sama


Amerykańscy parlamentarzyści, którzy postanowili przyjrzeć się bliżej olbrzymim funduszom przeznaczonym na odbudowę Afganistanu, wydarli się na temat zrealizowanego już pewnego projektu Pentagonu. Ministerstwo Obrony USA postanowiło mianowicie sprowadzić kozy z Włoch i Tadżykistanu, a następnie zobowiązać je do rozmnażania się w celu zwiększenia produkcji wełny znanej jako kaszmir. Projekt zakończył się marnie i to nie ze względu na oszczędności na koziej Viagrze, tylko dlatego, że sprowadzono kozy chore na zakaźną paratuberkulozę, która, przejawiając się w postaci nieżytu jelit, jeśli nie w kaźdym przypadku prowadzi do śmierci, to w stu procentach odbiera chęć na prokreację.

Ze wszystkich kóz przywiezionych z Włoch, tylko dwie przeżyły i mogły oddać się przewidzianym przez projekt grom miłosnym.
Jaki zdrowy cap zarobił na chorych kozach, jest prawdopodobnie tajemnicą państwową.





Jak dotąd, Stany Zjednoczone wydały na wojnę i rekonstrukcję Afganistanu prawie tysiąc miliardów dolarów. Rezultaty są mniej więcej znane i powinny dać do myślenia władzom każdego "demokratycznego" kraju w kwestii wyboru sojuszników.



Nowiny ze ścieków

Z największego znanego kolektora ściekowego dochodzi stały rejwach - obradują w nim, dzień i noc, światowe dyrekcje LGBT, mediów i filmu. Kilka dni temu odbył się tam kolejny sabat pt. "27 ANNUAL GLAAD MEDIA AWARDS". Następny w maju.

Co to jest GLAAD? Czytelnik nie słyszał? 
Tymczasem niewinny, poczciwy Czytelnik zlizuje z ekranu telewizyjnego, z komputera i ze smartfona, co tylko LGBT wydzieli: filmy, filmiki, seriale... Uszy ma pełne muzyki, która wciąż jeszcze dzieli się na dobrą i kiepską, ale miewa takźe tęczową metkę i wtedy, obcmokana w mediach, na stadionach i w studiach telewizyjnych porusza ramionami i głowami milionów matołków, w sposób identyczny na wszystkich kontynentach...


Na fotografii widać osobnika, ksywa Boy George, postać dla tego świata charakterystyczną (każdy, kogo zachwyca jego osobowość, może przerwać lekturę).
A ja wracam do lobby GLAAD, czyli do Alliance Gay et Lesbienne contre la Diffamation.
Ceremonia została otwarta przez dwie lesbijki, aktorkę Patrycję Arquette i pewną Sarę Kate Ellis. Pierwszą wymieniłem dla porządku, a drugą, aby jako prezydentka GLAAD dała się zacytować:
"Naszym celem jest kontrola przemysłu rozrywkowego".
Niby to wiemy, ale przyjemnie jest zmienić podejrzenia w pewność. Silnie przypominająca heteroseksualną kobietę, Sara Kate Ellis zwierzyła się dla jasności, że
"...aby zmienić system wartości Amerykanów, ale także reszty świata, zaczynając od Europejczyków, aktywiści homoseksualni manipulują mediami i modyfikują opinię publiczną w kwestii praktyk homoseksualnych".
Jeśli ktoś miał wątpliwości co do rozmiarów zepsucia, niech naciśnie guzik i spłucze resztkę złudzeń. A teraz, kiedy ucichł szum wody, niech jeszcze wysłucha Dana Gainora z Centrum Studiów nad Mediami, który podkreślił, że
"...nie ma w tym wszystkim niczego dziwnego, bo Hollywood rozpoczął promocję gejów i lesbijek już w roku 1970, a nasilenie propagandy progejowskiej było takie, że dzisiejsi Amerykanie są przeświadczeni, że liczba homoseksualistów jest 10 razy większa od rzeczywistej".

Jeszcze raz: niby o tym wszystkim wiemy. Ale nasz kac powinien stać się wyjątkowo głęboki, kiedy zaczyna do nas docierać, że my to wszystko finansujemy. Kiedy płacimy bilety i kiedy w telewizji oglądamy debilne seriale, wypchane zemstą, seksem i zboczeniami.

Ludzie - my jemy to, co ktoś już zjadł i wypuścił dla nas w kolorowym papierku, nie zawsze jawnie tęczowym.



Ameryka - kraj, gdzie miłość najwięcej ma imion

Przyleciał do mnie red. Wkurzak z materiałem, który skomentował w sposób wprawdzie adekwatny, ale dla postępowego jezuity czy dominikanina niedopuszczalny: "Patrz Rozpuszczalnik, jak mamusia dmucha synusia". Zanim jeszcze spojrzałem o co chodzi, wstępnie wyobraziłem sobie konfigurację i zapytałem Wkurzaka, skąd wie, kto dmucha, a kto jest dmuchany. Odpowiedział, że nie wie, ale mu to pasuje do rymu.

Artykuł z politycznie niepoprawnego Médias-Presse-Info powiada "Stany Zjednoczone: matka i syn chcą się pobrać i zrobić dziecko" (Etats-Unis : Une mère et son fils veulent se marier et faire un enfant).






W czasach gender trzeba być precyzyjnym: mamusia, to na zdjęciu osoba bez brody. 

32-letni Ben Ford i 51-letnia Kim West utworzyli tzw. parę i od dwóch lat ciągną w kazirodztwie. Mamuńka po porodzie porzuciła Bena, ale kiedy w 2013 oboje na siebie ponownie trafili, popłynął między nimi taki prąd, że Beniek rzucił żonę i przerzucił się platonicznie oraz cieleśnie na co nieco przechodzoną rodzicielkę. 
 
Kiedyś, kiedy jeszcze funkcjonowało prawo i dobry smak, parkę wytarzano by w smole i pierzu, a nawet - apage satanas - podgrzano ze skutkiem śmiertelnym na kupie gałęzi. Dzisiaj, w najbardziej rozwiniętej demokracji świata, szansa na legalizację kazirodztwa państwa Fordów (Westów?) nie wydaje się kompletnie przekreślona.



Pobożny ministrant i papieża wkurzy zirytuje

Niektórzy uważają, że papież Franciszek, gdy tylko ma okazję do drwin z tradycji katolickiej, to korzysta. Umył Pan Jezus nogi apostołom - Franciszek umyje nóżęta muzułmanom i kobitkom. A i ciuma na stopę dołoży.



Redakcja "Bieżących" dorzuci mikro-anegdotę.
Otóż niedawno  papież, widząc ministranta stojącego z pobożnie złączonymi łapkami, podszedł i mu te rączki rozłączył. I jeszcze podrwiwał: "Można by odnieść wrażenie, że ci się one skleiły".

Albo w Argentynie panuje szczególne poczucie humoru, albo każdemu coś się może od czasu do czasu wypsnąć. Zwłaszcza, gdy urodził się na antypodach, a tam - jak wiadomo - ludzie chodzą do góry nogami.



Gross: pigułka na sen i cztery na rozwolnienie

Tyle podobno bierze Jan Tomasz Gross, od kiedy prof. M. Chodakiewicz (za Bryanem Markiem Riggiem) ogłosił, że "W wojskach Hitlera walczyło 150 tys. Żydów!".
W obozie amerykańskiego żydostwa panika. Jak dotąd, oni żądali od Polski 65 miliardów dolarów (nie wiadomo za co); teraz Polacy będą mogli zażądać od nich (wiadomo za co). 
Rachunki w toku.


Aj!
Czy to bezpiecznie być historykiem w czasach, kiedy takie wyłażą historie?


158 cm Prince'a i kilometry mediów

Wczoraj umarł Prince Rogers Nelson, w skrócie Prince.
Śmierć jest wpisana w ludzką kondycję, czego się nie da powiedzieć o przyspieszaniu jej daty. Są zawody, psychiki i substancje, które bieg czasu akcelerują. Nawet jeśli po makijowanych bohaterach niewiele widać.

Umarł wielki muzyk i niech Pan Bóg ma go w swojej opiece. Niech jednak jakaś wyższa istota ma w opiece również nas, nasze oczy i uszy. Media żyją z reklamy, reklama z producenta, producent z konsumenta, a konsument z pracy i głupoty. Im większy wrzask w radio lub w telewizorni, tym większe drgawki w kliencie i tym częściej klient zagapi się i nie pójdzie sikać w czasie reklamy. Stąd zmarły Prince nie zazna spokoju, aż spece od reklamy nie uznają, że więcej z niego szkody niż pożytku. Wtedy dopiero proszek z Prince'a w pokoju na dno urny opadnie.  

Łacińska maksyma głosi "De mortuis aut bene, aut nihil", czyli o zmarłych należy mówić dobrze albo wcale. Od razu wypada zauważyć, że jest to maksyma, którą podsuwa się dzisiaj przeciwnikowi kiedy padnie ktoś z naszych. Co dla jednych bowiem dobrze, to dla innych niekoniecznie.






To, co teraz napiszę, to będzie miód na język sodomity, a polane octem trociny na mój. Otóż Prince m.in. śpiewał If I Were Your Girlfriend (Gdybym był twoją dziewczyną), plątał się w słowach Nie jestem mężczyzną, nie jestem kobietą ("I Would Die 4 U") i pracował nad utopią bez ras i płci.

No więc, co kto lubi.
Ale wielki w swoim gatunku Prince był.



Pojemny jest redakcyjny worek

Gdyby każdemu durniowi, który świeżo zakwitł na krajowej łące, poświęcić osobny worek - tekst niniejszych "Bieżących" tak by się rozciągnął, że numer następnego odcinka musiałby skoczyć o 3.
Zdecydowaliśy więc w redakcji, że stały lokator Niesiołowski ("Niesioł wilk razy kilka") będzie się musiał w swoim parcianym mieszkanku posunąć.

Jako pierwszy doskakuje do Niesioła Ryszard Petru, który od nowa błysnął intelektem,  bełkocąc, że "Dzisiaj to, co się dzieje w polskim państwie, jednak oddala nas od Europy i tak naprawdę nierespektowanie standardów europejskich, o których marzył Mieszko I".

Jako następną upychamy w damsko-męskim worku Różę Thun, która zapomniała, czego jej uczyła katechetka, i wydarła się,  że Kościół nie powinien zajmować się życiem seksualnym. Tymczasem szóste przykazanie mówi co innego i miałbym kłopot, komu wierzyć, gdyby nie fakt, że Róży Thun nie wierzę, zarówno z zasady, jak i z doświadczenia.

Nie sposób tym razem nie umieścić w worku Sławomira Cenckiewicza,  który miał stwierdzić, że żołnierze I i II Armii Wojska Polskiego nie są częścią polskiego oręża.

W politycznym spiżu powinna być odlana myśl samej Beaty Kozidrak: "W ogóle wszystko mi się teraz nie podoba". Głębokie niezadowolenie damy Kozidrak musiało się zrodzić głęboko. Miało na to zresztą w jej klatce piersiowej dużo atrakcyjnego miejsca. 
 
Ciasno się robi w worku, ale nie mam wyboru - muszę ("muszem") wdusić jeszcze Janusza Gajosa. Ten fan Bronisława Komorowskiego znowu stęka"Nie wiem w jakim kierunku zmierza nasza kultura dzięki temu co się dzieje w tej chwili. Wszystko co nas otacza, co się zaczyna dziać, co obserwujemy zmierza troszeczkę, a nawet nie troszeczkę, do jakiegoś ręcznego sterowania naszym życiem i naszymi poczynaniami. To jest dosyć groźne".
Aj, a nie uczył Mędrzec, że mowa jest srebrem, a milczenie złotem?

(Jak ja teraz ten wór zawiążę!)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.