Przegląd
wybuchów wulkanicznych,
krajowych
i zagranicznych
Telegram
z Sodomy
Prawie
rok temu, w listopadzie 2014, na długo
przed afrykańsko-azjatycką inwazją Europy,
SAPN, przedsiębiorstwo zarządzające
autostradami prowadzącymi z Paryża
do Normandii, zmuszone było zamknąć parking w Epone, położony przy
autostradzie A13 Paryż-Caen, w związku
z inwazją sodomitów, migrantów z jakby zupełnie
innej przestrzeni (*).
A ty gdzie pracujesz? - w MFW (**). |
Wyjaśnienie: samochody,
toalety i otaczające parking krzaki stały stały się miejscem
całodobowych cielesnych uniesień sodomitów i wymiany usług seksualnych. Ze ścian należało usuwać pedalskie
graffiti, a z asfaltu i trawników - porzucone prezerwatywy.
Naturalnie,
decyzja SAPN spotkała się z protestami
ze strony użytkowników - koneserów punktu "D"
i amatorów zapachu "G".
Nie
ma powodu, aby polskie autostrady uniknęły
opisanej
inwazji, zwłaszcza jeśli trasa
którejś z nich przebiega niedaleko Słupska. Moje
obawy nie mają, naturalnie, żadnego związku z osobą chwilowego
burmistrza tego miasta, ale w końcu bywa, że "noblesse
oblige niedokładnie", czyli nie samego szlachcica, tylko
jego poddanych i zwolenników, oraz że istnieją miejsca o tajemniczych
promieniowaniach, kompletnie
niewytłumaczalnych z punktu widzenia współczesnej fizyki i weterynarii.
Sukcesów
w ewakuacji parkingów nie da się
przy tym zagwarantować - tak ostatnio przed
sodomią zgina się
każde kolano, ziemskie i niebieskie (niestety).
(*)
Kilka miesięcy później
parking został od nowa otwarty, nafaszerowany jednak kamerami,
policją i obietnicą ponownego zamknięcia w razie skarg ludzi,
zmuszonych do zasłaniania dzieciom oczu przed ekshibicjonistami i
wyczynami włochatych kochanków na żywo.
(**)
MFW (Międzynarodowy Fundusz Walutowy)
Bitwa
o Anglię
Calais. Zła
wiadomość dla mediów
i polityków - wśród
atakującej Eurotunel setki "uchodźców"
kobiet i dzieci nie stwierdzono. Podający
informację o blokadzie tunelu, politycznie poprawny
L'Express, doskonale wie, że
terminu "uchodźcy" należy
użyć tylko wtedy, gdy na obrazku widać
kobiety i dzieci; stąd w swoim artykule mówi wyłącznie o "migrantach",
skądinąd "skrajnie zorganizowanych" (extrêmement
organisés).
Migrantów,
skłonnych do bitwy o Eurotunel, było dokładnie 113. Czarni
wojownicy wdarli się do podziemi w nocy, przebiegli 15 km i stawili
opór aż do 10 rano, kiedy to pociągi mogły od nowa ruszyć.
Nikt nie poległ na polu walki, rannych było 7 migrantów i 3
białych rasistów
w obozie sił porządkowych. Nic redakcji "Bieżących" nie
wiadomo o aresztowaniach, nawet wśród obecnych na placu boju
anarchistów z organizacji No Border,
którzy w każdym godnym respektu
kraju powinni znaleźć się pod kluczem, a klucz w wodzie.
Mieć
kłopoty z resortem sprawiedliwości nie jest łatwo. Niektórzy na
Zachodzie myślą, że wystarczy podpalić dziesięć samochodów,
zgwałcić staruszkę, zdewastować cmentarz katolicki albo pobić
białego. Tymczasem, żeby trafić pod pręgierz albo do lochu, o
wiele prościej jest publicznie protestować przeciwko "małżeństwu" każdego z każdym, albo obrazić małpę przez porównanie
jej do czarnej pani minister w socjalistycznym rządzie.
Ta
morda, ach ta morda...
Zachciało się Węgrom brać udział w Targach Książki w Szwecji. Nasi
bratankowie naiwnie myśleli, że chodziło o książki, zwłaszcza,
że byli głównymi gośćmi.
Tymczasem
mowę inauguracyjną wygłosiła tam urodzona w Moskwie, w rodzinie
żydowskiej, niejaka Мари́я Алекса́ндровна Ге́ссен,
która zwiała do Stanów, w których
jest obecnie znana
jako aktywistka LGBT, ksywa Masha Gessen (kto zrozumie, dlaczego Gessen otwierała targi w Szwecji, niech sobie wypisze
dyplom uznania na papierze toaletowym i zawiesi
tam, gdzie został wypisany).
Uwaga, "Masha" to imię żeńskie. |
W swojej
mowie, widoczna na fotografii Masha Gessen tak wydarła się na
Węgrów, że ich delegacja była zmuszona unieść się z krzesełek
i sobie pójść. Wszystko odbyło się w
obecności szwedzkiej minister "Kultury i Demokracji" i ministra Kultury Islandii.
Z wycia Mashy Gessen dało się wyłowić stwierdzenie ogólne, że
"Węgry mają rząd agresywny, rewizjonistyczny i w gruncie
rzeczy neonazistowski", oraz
obserwację szczególną, że"
na Węgrzech jest wiele pozostałości po Rosji, w postaci mafijnego
charakteru władzy, pod którą Romowie i homoseksualiści żyją w
stanie oblężenia".
Aczkolwiek
dokonałbym w niej pewnych korekt językowych i faktograficznych, to
jednak ani bym myślał odcinać
się od wypowiedzi p. Jerzego Wkurzaka,
który w rozmowie telefonicznej
oświadczył mi, co następuje: "Kurna, duma
mię wzbiera jak pomyślę, że tym gnojkom Szwedom wpierdoliliśmy w
Potopie, znaczy w
drugiej części Trylogii Hendryka Sienkiewicza. Niech żyje Stefan
Orban i
Viktor Batory, król nasz
węgierski kochany!".
Jako
imam, nic tu ni mam
François
Couteil, w swojej rubryce Le
Charivari de la semaine (Minute,
28 września 2015) informuje, że
odkrył zaletę w duecie francusko-niemieckim. Otóż "Flanflan"
(prezydent Hollande) oświadczył, że w Maroku (prawdopodobnie na
koszt francuskiego podatnika) odbędą swoje studia imamowie z
gatunku umiarkowanego.
Po nauce w Maroku, czekać ich będzie jeszcze
nauka na Sorbonie, gdzie dowiedzą się, o co chodzi w
społeczeństwach laickich. Tak wyszkoleni, będą mogli swoim
owieczkom przekazać "piękno republikańskiego i masońskiego
relatywizmu".
Tymczasem
to Niemcy są krajem, którego przyszłość jest jakby dla nich stworzona. Oraz do
tego, żeby, jako świeżo upieczeni imamowie, natychmiast się
tam przenieśli. Gdzie w końcu znajdą lepsze mieszkania i
równie interesujące warunki pracy?!
Kup
pan cegłę, a jak nie, to obraz
Nie
wiem, na jakiej ścianie teraz wisi, ale
trzeba zachować czujność, bo jeśli któregoś dnia pojawi się na
rynku sztuki, nie powinien mieć na sobie metki z sumą
przekraczającą złotych polskich 2,50.
Kto
nie wierzy, niech się nie szczypie, tylko zapyta o cenę eksperta w osobie Jacka Michałowskiego, ministra we wspomnianej
kancelarii. Tak jak żołnierz z pomnika Nieznanego Żołnierza był
nieznany, tak nieznany był jako marchand
d'art (***) ów pan minister.
Co
mnie jednak zdumiewa, to to, że
prezio Bul tapetował sobie kancelarię obrazami o tak niskiej
wartości.
Chyba, że....
No nie, no
nie...
_________________________________
(***)
marchand d'art - handlarz dzieł sztuki
Proces
Kafki
Nieznany
mi
bliżej mieszkaniec Krakowa, podpisujący
się
Ernest, przysłał na adres redakcji maila ze zdjęciem białego kotka o intensywnym spojrzeniu.
Właścicielem zwierzątka ma
być
jego
niemiecki kuzyn
o nazwisku
Franz-Joseph
Kafka, którego - podobno
na
skutek sąsiedzkiej denuncjacji - aresztowano. Od
chwili aresztowania przez
Bundespolizei, Kafce
nie postawiono najmniejszego
zarzutu, jeśli
nie liczyć
wtrącanych
podczas każdego przesłuchania dźwięków "kici, kici, kici",
po niemiecku "miez, miez, miez" (wym. mic, mic, mic).
Franz-Joseph
zrazu się śmiał, ale prędko stwierdził, że nie warto, z uwagi
na gwałtownie narastającą wrogość na twarzy komisarza i
protokolantki.
A
od kiedy Kafka pojął, że w jakiś niepojęty sposób może chodzić
o jego kota, wpadł w panikę, która trwa już dwa lata. W tym
czasie przepytywany był wielokrotnie o wszystkie możliwe,
historyczne i bieżące aspekty swojego życia, oraz o sympatie
polityczne. Dopytywano się nawet, co wie o przodkach kota, ale co
też człowiek może wiedzieć o kocich marcowych miłostkach na
dachu. Ostatnio złożył mu wizytę radca Ambasady Izraela (tak się
przedstawił), ale do rozmowy nie doszło, bo urzędnik po
wymamrotaniu nazwiska nie otworzył już ust i tylko przez dobry kwadrans
się Kafce przyglądał. Rodzina
próbowała wyciągnąć Kafkę za kaucją, ale jej
prośba została odrzucona.
O
adwokacie nie ma mowy, ponieważ aresztowanemu nie postawiono jeszcze
zarzutów.
W
dalszej części maila, jego nadawca poprosił mnie o przedstawienie
afery w "Bieżących". Chciałby mieć nadzieję, że ktoś
z czytelników domyśli się, o co posądzany jest nieszczęsny
Franz-Joseph Kafka i ile mu grozi.
Publikuję
więc, o co mnie Ernest poprosił.
I
dorzucam apel:
Drogi, zapewne oddany redakcji, polski Czytelniku, jeśli się domyślasz o co chodzi, zamknij się, bo przyjdą i po ciebie. Nie wiem za co, ale na pewno za to samo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.